Nielegalne składowiska to problem, który od lat nie zostaje rozwiązany i co pewien czas słyszymy o nowych miejscach, gdzie upychane są niebezpieczne substancje.
Takie lokalizacje wykrywano w Katowicach, Tarnowskich Górach, Mysłowicach, Knurowie czy Mikołowie-Kamionce, a ich ujawnienie nie rozwiązywało problemu. Jeśli nawet ustalono do kogo te odpady należały, to wyegzekwowanie ich posprzątania jest wyjątkowo trudne.
Fetor, bo się rozszczelniło
Jednym z takich miejsc, gdzie do tej pory sprawa nie została zakończona jest sołectwo Paniówki w gminie Gierałtowice. Szacuje się, że na działce przy ulicy Zabrskiej zdeponowano blisko 800 pojemników z chemikaliami. O sprawie zrobiło się głośnio w lipcu, kiedy to z powodu fetoru unoszącego się w okolicy mieszkańcy powiadomili służby. Na miejsce wezwano jednostki straży pożarnej z Gliwic i Paniówek, które stwierdziły, iż doszło do rozszczelnienia jednego ze zbiorników. Strażacy oszacowali, że do środowiska mogło przedostać się około 100 litrów niebezpiecznej substancji. Uszkodzony pojemnik zabezpieczono, a niebezpieczne chemikalia przelano do nowego.
Sprawą zajęła się też policja i prokuratura, szczególnie że nie była to pierwsza interwencja. Podobne zgłoszenie służby odebrały już pięć lat temu. Nie powinno więc dziwić rozgoryczenie mieszkańców, którzy w obawie o swoje zdrowie domagają się rozwiązania tej kwestii.
W wydanym w tamtym czasie przez wójta gminy Gierałtowice komunikacie wyjaśniał on, że „osoby odpowiedzialne za powstanie składowisk stawiają gminy w sytuacji, w której to one będą musiały zapłacić za ich likwidację z pieniędzy podatników. Potrzebne są rozwiązania systemowe na szczeblu rządowym oraz zewnętrzne wsparcie finansowe. W trakcie prowadzonego przez Wójta Gminy Gierałtowice postępowania administracyjnego dotyczącego nielegalnego składowania odpadów znajdujących się w Paniówkach przy ul. Zabrskiej 2 współpracowano z prokuraturą, przesłuchiwano zatrzymanych przez nią domniemanych członków tzw. mafii śmieciowej w aresztach śledczych i zakładach karnych. W efekcie, po ponad dwóch latach intensywnych czynności, Wójt wyda kolejną decyzję, w trybie art. 26 ustawy o odpadach, nakazującą usunięcie odpadów ujawnionym sprawcom. Jest to ważny etap postępowania, niezbędny do rozpoczęcia procesu usuwania odpadów przez Gminę z własnych środków. Teren, na którym znajdują się odpady, jest stale monitorowany przez pracowników Urzędu Gminy w Gierałtowicach. Dążymy do tego, aby mauzery zostały jak najszybciej usunięte i nie stanowiły zagrożenia dla naszych mieszkańców”.
Na razie gmina wydała nakaz wywiezienia odpadów. Jednak decyzja ta została uchylona przez SKO i sprawa nadal się toczy.
Problem transgraniczny
Do tego kłopoty, nie ograniczają się jedynie do Gierałtowic, bowiem beczki i mauzery z chemikaliami znajdują się około kilometra od granicy z Mikołowem i siedem od centrum tego miasta. Główne obawy dotyczą zabezpieczenia ujęcia wodny pitnej w Śmiłowicach-Rusinowie. W tej sprawie złożona został interpelacja grupy mikołowskich radnych pytających, jak ujęcie to jest zabezpieczone i jak często próbki są badane na obecność metali ciężkich i innych zanieczyszczeń chemicznych.
Chodź kilka lat temu gminie Mikołów udało się uprzątnąć trefne składowisko powstałe na terenie byłej bazy autobusowej w Kamionce, to niestety powstało nowe w sołectwie Mokre. Już cztery lata temu policja wykryła naczepę samochodową stojącą na parceli przy ul. Łącznej. Okazało się , że jest ona załadowana mauzerami - 1000 litrów oraz beczkami - 200 i 50 litrów wypełnionymi chemikaliami. W tej sprawie na zlecenie prokuratury sporządzano opracowanie wskazujące, iż zdeponowane odpady to m.in. farby lakiery, emalie ceramiczne oraz oleje odpadowe z rozpuszczalników organicznych i wszystko zaliczono do odpadów niebezpiecznych. Prowadzącej postępowanie Prokuraturze Rejonowej w Mikołowie udało się ustalić posiadacza odpadów. Szczególnie, że ta sama osoba porzuciła naczepę z podobnym ładunkiem przy jednej ze stacji benzynowych. Burmistrza wydał decyzję nakazująca usunięcie odpadów, zniknęła jedynie naczepa ze stacji paliw. Na posiadacza odpadów została więc nałożona kara grzywny - 40 000 zł i sprawa została skierowana do egzekucji. Urząd skarbowy poinformował o zajęciu kont posiadacza odpadów, jednak nie udało się wyegzekwować żadnej kwoty. Optymistyczne jest to, że ostatnie oględziny wskazały, iż pojemniki są szczelne, ale problem zostaje.
Z informacji, które pod koniec maja przekazał wojewoda śląski Marek Wójcik wynika, że w województwie znajdowały się 44 składowiska zawierające niebezpieczne odpady.